wtorek, 13 listopada 2018

Miss Stenosis

Na początku wypadałoby się przedstawić, prawda? My name is Stenosis. Miss Stenosis. Jestem osobą bardzo zamkniętą w sobie, do mego wnętrza nie wpuszczam ani powietrza, ani endoskopu. Nie żebym miała to wnętrze zbyt bogate – wręcz przeciwnie, powiedziałabym że jest ono już dość mocno zubożone o jeden, ale duży organ.

Kolekcjonowanie było kiedyś bardzo modne i ja staram się tę piękną tradycję kultywować nadal. W dzieciństwie mój starszy brat zbierał znaczki pocztowe i skamieniałości. Mama zbierała porzucone koty w wieku i stanie wszelakim, tworząc im mały Koci Raj. Ja do pewnego czasu kolekcjonowałam pocztówki, kiedy jednak nadeszły czasy telefonów komórkowych i internetu, ludzie przestali sobie pocztówki wysyłać i musiałam przerzucić się na coś innego.

Zaczęłam więc kolekcjonować zwężenia.

Najważniejszym eksponatem w mojej kolekcji jest podgłośniowe zwężenie krtani (subglottic stenosis), prawdopodobnie pointubacyjne, wywierające największy wpływ na moje życie, jemu też przede wszystkim będzie poświęcony ten blog. To od niego zaczęła się moja kolekcja. Nie miałam zamiaru wcale go sobie brać, niewiele jednak miałam do gadania – przyszło samo do mnie i postanowiło zostać ze mną na zawsze. Jest wprawdzie całkiem ładne, równiutkie, okrąglutkie jak spod cyrkla, ponieważ jednak usadowiło się w podgłośniowej okolicy krtani i rozparło się tam mocno łokciami, więc bardzo mocno utrudnia mi oddychanie. Nie ukrywam, że próbowałam się go pozbyć, ale po każdym z pięciu jak dotąd zabiegów wracało z coraz większym impetem, przyprowadzając w końcu ze sobą także swoją siostrę – tak zwaną płetwę lub przeponę krtaniową, czyli drugie zwężenie, tym razem na poziomie samych fałdów głosowych. Najwyraźniej im się u mnie spodobało. Powstrzymałam więc chwilowo swą niegościnność, widząc jak jest nieskuteczna i na razie pozwalam im obojgu siedzieć sobie w mojej krtani.

Pomyślałam sobie wreszcie, że pomysł kolekcjonowania zwężeń nie jest taki głupi – a przede wszystkim jest dość oryginalny i awangardowy. Przynajmniej ja dotąd nie słyszałam o osobie, która zwężenia kolekcjonuje, jest szansa więc że będę pionierką. Trzeba się jakoś wyróżnić i zostawić po sobie ślad na tym świecie!

Skoro w szyi mam już dwa zwężenia, to do kompletu dołożyłam jeszcze obustronne zwężenia kanałów kręgowych C6-C7. Prawdę powiedziawszy, powinnam je przedstawić jako pierwsze, bo pracowałam na nie od dzieciństwa, wytrwale pracując nad spłycaniem lordozy szyjnej upartym garbieniem się i ślęczeniem nad książkami. Nie powiem, też są dość dokuczliwe, powodują czasem zawroty głowy i drętwienie rąk, ale czego się nie robi dla sławy! Cztery zwężenia w jednej szyi – jest być z czego dumną!

Ale, ale. Wspominałam w pierwszym akapicie o znacznym zubożeniu mego wnętrza. Pośpieszam więc wyjaśnić, iż nastąpiło ono w osiemnastym roku mego życia, czyli wtedy, gdy człowiek powinien się wciąż rozwijać, zamiast zwijać. No ale cóż, mówiłam już chyba, że lubię być oryginalna? Dla oryginalności więc (wprawdzie oficjalna wersja jest taka, że z powodu nie reagującego na leczenie ostrego rzutu Colitis ulcerosa) pozwoliłam sobie w osiemnastym roku życia wyciąć jelito grube. Od tego czasu żyję więc z ileostomią (popularnie nazywaną workiem na brzuchu), z jelita grubego pozostał mi tylko mały kikut, nie połączony z resztą przewodu pokarmowego. Właściwie nie wiedziałam, po co go wciąż trzymam, wydawał się bezużyteczny, bolał tylko czasem, czasem podkrwawiał.

Dopiero wczoraj odkryłam jego użyteczność. Ileostomia nie chciała się patologicznie zwęzić, by powiększyć moją kolekcję – jak na złość nie sprawiała mi żadnych problemów. Kikut ją zatem wyręczył w tym niewdzięcznym zadaniu i wczoraj podczas badania pokazał figę endoskopowi, nie chcąc go wpuścić dla ocenienia stanu bolącej i podkrwawiającej śluzówki. Obraz na monitorze pokazał przepiękne, koncentryczne, równiutkie zwężenie, wypisz-wymaluj brat bliźniak mojego pierwszego, podgłośniowego. Gdy je ujrzałam, zrozumiałam już definitywnie, że kolekcjonowanie zwężeń jest moim Przeznaczeniem!